Dymno 2011 – wielka sześćdziesiątka

16 Maj

Big five, czyli wielka piątka to termin wykuty przez białych myśliwych nawiedzających Afrykę. Mamy tu pięć gatunków zwierząt na które polowanie było wyjątkowo niebezpieczne. Lew, leopard, nosorożec, słoń i bawół. Pomimo tego, że czas okrutnych polowań się skończył termin wielka piątka przeżył i teraz jest jednym z najczęściej powtarzanych słów podczas bezkrwawych łowów.

Nie o afrykańskim safari miał to być jednak tekst, ale o nadbużańskim. Nadbużańskie jest 12 krotnie ciekawsze. Zamiast wielkiej piątki mamy tu wielką sześćdziesiątkę. Tyle punktów trzeba było upolować na trasie ekstremalnej Dymno 2011. Siedemnaście należało ustrzelić przy pomocy roweru, czternaście kajakiem i dwadzieścia dziewięć potraktować z buta. Wśród tej sześćdziesątki nie było ani jednego, który na drodze ewolucji nie wypracowałby doskonałych technik kamuflażu.

Na polowanie wyruszam razem z Konrad Wtulichem. Jeżeli pamiętacie okładkę magazynu „Bieganie” z chłopem z ponadnormatywną szerokością uśmiechu oraz barów to wiecie o kim mowa. Pewnie nie byłoby naszego wspólnego startu gdyby na zawodach MTB Mazovia w Sierpcu nie częstowano Kasztelanem. Ale zamiast wspominać piwne początki tej komitywy ruszamy na trasę. Najpierw rower. Etap ma około 90 kilometrów, kolejność zaliczania punktów dowolna.

Nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz nic.. czyli mapy na etap rowerowy (fot. silne-studio.pl)

Gdyby kosmici obserwowali nasze zachowanie w lesie, w okolicach pierwszego punktu kontrolnego hipotezy mieli by dwie: 1. dwójka Ziemian testuje wrażenia sensoryczne wynikające z kąpieli we wszystkich okolicznych bagnach i bagienkach 2. dwójka Ziemian bawi się komarami w berka. Na pewno nie wpadli by na to, że 30 minut kręcimy się w kółko ponieważ chcemy podbić kartę startową. Kolejne dwa punkty również sprawiają nam dużo problemów. Nasza nawigacja na początku rajdu to jedna wielka klapa. Można się łudzić, że to złe dobrego początki – ale można też zobaczyć, że Krzysiek Płonka, arcymistrz trudnej nawigacji kończy sektor z tymi trzema punktami równo z nami. To nie złe początki. To Dymno. To naprawdę ciekawe i niewiarygodnie trudne punkty. Minęły 2 godziny. Za nami 3 punkty, przed nami 57.

Etap rowerowy - początek (fot. silne-studio.pl)

Dalszy ciąg etapu rowerowego wychodzi nam jednakże dużo lepiej. A nawet bardzo dobrze. Udaje nam się zgrać nasze odmienne style nawigacji. Konrad uważa, że jak gdzieś przy drodze jest bagno to oczywiste jest, że należy radośnie się w nie władować – nawet jeśli punkt jest zupełnie gdzieś indziej. Ja natomiast uważam, że nie należy wchodzić w bagno nawet jeśli punkt jest dokładnie na tym bagnie. Spotykając się pośrodku nawigujemy precyzyjnie i szybko. Podejmujemy też dwie bardzo mądre i bardzo strategiczne decyzje. 1. tankujemy tyskie do bidonów 2. omijamy odcinek specjalny i punkt kontrolny nr 12. Na odcinku są trzy punkty do odnalezienia, za brak każdego 20 minut kary, za PK12 jest godzina kary. Razem bierzemy na plecy dwie godziny kary. Ale im dalej w las, tym bardziej ta decyzja będzie mieć więcej „plusów dodatnich”. Tu uwaga do wszelkich organizatorów rajdów przygodowych. Możliwość ominięcia punktów kontrolnych bez kosmicznych kar (typu 5 godzin) a z rozsądnymi karami (typu 1 godzina) bardzo uatrakcyjnia zabawę. Ta gąbka w środku czaszki zyskuje dodatkowe możliwości na różne taktyczne zagrywki.

Etap rowerowy - środek (fot. Szymon Szkudlarek)

Po etapie rowerowych jest kajak. Powinniśmy dostać tu jakąś karę za sam wygląd Konrada. Ja się guzdrałem na przepaku, a Konrad ruszył do przodu. W jednym ręku miał mapę (którą oglądał), w drugiej kanapkę i butelkę wody (które zagryzał i popijał), a z tyłu za nim, niczym pinczer na smyczy szedł sobie kajak. Ten widok wprawił w osłupienie zarówno mnie jak i całą obsługę punktu kajakowego. Na kajak były dwa sposoby – albo walczyć z nurtem Bugu, albo wykorzystać okoliczne jeziorka i siłę mięśni Konrada do przeciągnięcia kajaka po glebie. Wybraliśmy to drugie. Dzięki temu punkty zgarnialiśmy płynąc z nurtem. Szybko i przyjemnie. A nawet bardzo przyjemnie.

Przy Konradzie wyglądam jak krasnal ogrodowy... (fot. Bartosz Niezgódka)

Na koniec solidna dawka biegania. Etap pieszy ma około (czyli znacznie ponad) 30 kilometrów podzielonych na trzy części, czyli trzy mapy. Bieg na orientacje, klasyk (czyli trekking) i znowu bno. Konrad mówi, że nie jest w formie i będziemy musieli omijać punkty. Ale nie za bardzo wiem co to „nie w formie” w konradowym języku oznacza. Tempo mamy bardzo dobre i to raczej Konrad jest tym wyrywającym do przodu. Nawigacja wychodzi nam doskonale. Cały czas stosujemy „złoty środek” pomiędzy zawsze lepiej po bagnach i krzaczorach (Konrad) i zawsze lepiej po drogach (ja). Konrad mimo wszystko optuje za pominięciem punktów odchylonych od trasy. Na kajaku okazało się, że miejsce mamy drugie. I to takie bardzo drugie, czyli musiałby zdarzyć się niezwykły cud żeby dogonić pierwszy zespół (z wymiatającym Pawłem Janiakiem na pokładzie) oraz zwyklejszy ale jednak cud aby dogonił nas peleton drużyn walczących o miejsce trzecie. Po negocjacjach godzę się na ominięcie jednego PK na pierwszym bno (30 minut kary) i jednego na drugim bno (30 minut kary).

Na metę wpadamy po 15 godzinach rajdu. Razem z bonusowymi 3 godzinami – nasz czas to 18 godzin. Upolowaliśmy 54 punkty z wielkiej sześćdziesiątki.

I co z tego wszystkiego wynika? Na pewno puchar do postawienia na szafce. Ale oprócz pucharu jeszcze tysiące dużo ważniejszych pamiątek. Dawno nie byłem na rajdzie przygodowym i zapomniałem już jakie to smaczne. Zapomniałem już jakie to uczucie gdy człowiek spędza tyle czasu w naturalnym środowisku. Zapomniałem już jakie to naturalne środowisko jest piękne i dzikie. Dymno było wyśmienitą okazją żeby sobie to przypomnieć.

Prosto spod prysznica na dekorację (fot. Szymon Szkudlarek)

Komentarzy 6 to “Dymno 2011 – wielka sześćdziesiątka”

  1. Remi 16 Maj 2011 @ 20:35 #

    Brawo, Arku. Podziwiam!

  2. Janek 16 Maj 2011 @ 22:43 #

    Sprytnie z tym odpuszczeniem PK na rowerze. Mimo, że w tym sezonie mam (tzn. miąłem) tylko 30km na rowerze, to nie wpadłem na pomysł, żeby sobie odpuszczać PK. Co zemściło się na końcu. Brawo za dobrą decyzję!

    Jaką kolejność PK robiliście na rowerze?

    • arrec 17 Maj 2011 @ 07:29 #

      Nasza rowerowa kolejność 24-25-23-10-7-11-6-5-4-3-20-21-22

      tak jak stoi w relacji – nie ma OS i 12 🙂

  3. Konrad 17 Maj 2011 @ 19:13 #

    Dzięki Arku za start. Super relacja i super wspópraca na trasie.

Trackbacks/Pingbacks

  1. Mój pierwszy Triathlon, czyli jak zawsze bez gumki « York System AT - 13 czerwca 2011

    […] Paweł Janiak. Nie zdarzyło się jeszcze abym na zawodach miał go za plecami. Ostatnio na Dymnie drużyna Pawła wygrała z czasem 14 godzin, moja była druga z czasem… 18 godzin. Czekam […]

  2. Navigatoria Adventure Race 2012 – trasa speed « York System AT - 18 czerwca 2012

    […] Startuję razem z Konradem Wtulichem. To nasz drugi wspólny start, rok temu było wspólne Dymno. Orientację po Sopocie biegniemy szybko, nawigujemy bezbłędnie i… kończymy bieg na […]

Dodaj komentarz