Archiwum | Rajdy RSS feed for this section

2 miejsce na rajdzie 360 w Olsztynku

6 Wrz

360 stopni …

Co tu dużo pisać  – od momentu zgłoszenia, a właściwie od momentu w jakim jeden z najlepszych nawigatorów w kraju – Marcin Krasuski potwierdził swój start w naszych barwach, cel na ten rajd był jeden – walczymy o laury najwyższe.

Aby postanowienie przekuć w wykonanie, osobiście postanowiłem przysiąść nad formą, co by potem zaimponować drużynie, że i na rowerze na czele się potrzymam, a i na treku pociągnąć słabszych zdołam. Tak sobie do serca to postanowienie wziąłem, że w ciągu 2 miesięcy zdążyłem złapać (i prawie wyleczyć) zapalenie ścięgien Achillesa, a i przy okazji zdiagnozować postępującą chondromolację w kolanie z chrząstką w najszerszym miejscu grubości trochę ponad 0,15cm (dla niewtajemniczonych norma to ok. 0,25). Czując, że niechybnie czas sportowej emerytury nadchodzi, tym bardziej apetyt na walkę się wyostrzył i z takim nastawieniem zjawiliśmy się w Olsztynku.
Szybkie buzi-buzi ze znajomkami, pakowanie przepaków i … poszły konie po betonie. A właściwie nie po betonie, a  murawie stylizowanej na wiek XIII, wszak pierwszy bieg na orientację umiejscowiono na terenie skansenu. Drzewa, chaty i wiatraki migały tylko mijane w szaleńczym pędzie za nawigatorem, a obecne tam kozy i owce pewnie niechętnie spoglądały na zakłócającą im spokój zgraję w kolorowych kurtkach i rajtuzach. Na szczęście (dla kóz), dla większości ten pościg nie trwał dłużej niż 15 minut, choć trafił się zespół, który nie mogąc nacieszyć się widokami Mazurskiej wsi z odległych czasów, spędził na tym 3 km biegu  56 minut.

Dalej było już  łatwo i z górki, 56km rower przeleciał niczym z bicza trzasnął. Choć nie mając przy sobie Marcina, który niczym pies gończy, tropił poszczególne punkty, etap ten byłby mega trudny. Po pierwsze ze względu na to, że było ciemno, po drugie bo było cały czas w lesie, po trzecie że roiło się tam od przeróżnych ścieżek i przecinek, a na mapie było ich odwzorowanych może z 20% (no i ciemno było). Był to też etap na którym zaczęliśmy mocno tasować się z wielkimi faworytami rajdu – zespołem krakowskich Navigatorów. Jak oni mocniej pocisnęli, to my krótszym, czy szybszym wariantem, i tak przez cały czas. Nie muszę dodawać, że było to dla nas spore zaskoczenie.

Tasowanie nie skończyło się na rowerze, bo trwało również przez cały odcinek trekingowy. Znowu było interesująco nawigacyjnie. Marcin ciągał nas po krzaczorach, zresztą nie tylko nas, bo w pewnym momencie mieliśmy ze sobą 2 wyglądające na zupełnie zagubione teamy z trasy krótkiej. Zwieńczeniem trekingu i jednocześnie preludium przed drugim etapem rowerowym było zadanie specjalne w małpim gaju. Zazwyczaj zadania tego typu polegają na zjeździe z jakiejś wysokości, ewentualnie tyrolki lub podejścia kątowego. Trwają max do 5  minut. Tutaj było inaczej. 26 przeszkód, na których można było przekonać się o istnieniu mięśni, o których nie miało się wcześniej pojęcia. Ręce mdlały, bicepsy piekły i okazało się, że advenure racing to nie tylko kwestia mocnej łydki. Na szczęście udało się dotrzeć nam wszystkim do samego końca, bez zaliczania lotu na uprzęży.

Pokonując 70 km odcinek rowerowy zaczęło już świtać. I cóż to było za piękne przeżycie. Słońce przebijające się nisko przez gałęzie, różowa poświata na polach … ech rajdować się chce. Odwiedziliśmy Grunwald, gdzie chwilę walczymy z krzyża ze znalezieniem punktu i kryzysem lepiących się oczu. Ten odcinek był już o wiele mniej skomplikowany nawigacyjnie z często trafiającymi się asfaltowymi przelotami. Nie mieliśmy więc wielkich złudzeń, że łydka Navigatorów musiała wziąć tutaj nad nami górę. Tym większe było nasze zdziwienie, gdy na ostatnim punkcie przed przepakiem doszli do nas od tyłu. Znaczy to, że po 75% dystansu całego rajdu byliśmy na pierwszym miejscu.

Piękny sen musiał się jednak skończyć na rolkach. Na rolkach zespół York System, jest perfekcyjnie zgrany i prezentuje ten sam komiczny poziom ekspertyzy i stylu jazdy. Nasza jazda, o czym było już i przy okazji innych relacji wygląda jak walka o życie i nie było niespodzianką, że w tym momencie zobaczyliśmy plecy Navgatorów po raz ostatni.

Wcześniej na przepaku dopadła nas mała konsternacja, bo okazało się, że Chicken tak rozdysponowała obuwie po przepakach, że krótki 6km łącznik między rolkami, a kajakiem będzie musiała pokonać boso. Na szczęście postawę fair-play wykazała zawodniczka konkurencyjnego teamu z trasy krótkiej i wypożyczyła buty zbliżone długością do stopy Karoliny. Dzięki temu nie musieliśmy uskuteczniać patentów z noszeniem naszego 4 elementu na plecach, ewentualnie jazdy na rolkach po lesie.

Pogoda chcąc przypomnieć  o sobie zafundowała nam deszczyk na dojściu do kajaka, więc spływ pokonaliśmy w większości szczękając zębami. Wodnych konkurencji nie był to koniec, bo na 5 km przed metą dane nam było pokonać wpław jezioro razem z całym ekwipunkiem. Więcej było strachu w wizjach zamarzania po wyjściu z wody (ciepło nie było) i tonących plecakach (tudzież ciągnących nas na dno), niż faktycznej trudności i uciążliwości tego zadania. Płynęło się całkiem przyjemnie, woda okazała się być nader odświeżająca, a chłód zmobilizował do truchtu w stronę mety.

Było uroczo. Ale czy to jakieś zaskoczenie? Mając taką fajną pakę  w drużynie, tak profesjonalnych organizatorów, takie fajne tereny i brak potrzeby porajdowego wkładania nóg w gips – być  inaczej nie mogło.

 

Liczby rajdu:

2 – zaszczytne miejsce dane nam było wywalczyć

5 – sekund dzieliło trzeci zespół na mecie od czwartego, po prawie 25 godzinach ścigania

6 – taką ocenę wystawiam ekipie 360 za organizację rajdu10 – tyle batonów zjadłem podczas rajdu (a do tego 3 żele energetyczne, 1 wafelek od MK, 3 banany, garść lentilków od Agi W., i 2,5 bułki w tym jedna od Chickena)

22 – godzin i jeszcze 5 minut zajęło nam pokonanie całej trasy

150 – przez tyle kilometrów York System trzymał się przed lub tuż za Salomon Navigator

199 – tyle km według organizatora liczyła sobie łącznie trasa rajdu

360 – stopni

Gorąco w Mrozach (+pikantne zdjęcie)

20 Sier

RAJD PRZYGODOWY NAWIGATOR IV

Mrozy, woj. mazowieckie

Decyzja
Zaczęło się od tego, że mam ostatnio tak mało rajdowo w głowie. Marcin  postanowił mnie trochę z tego stanu wykurować. Użył metody „bo nie będę Cię lubił”. Na początku broniłem się, że nie będę startował z wariatem, który ma zapalenie achillesów, chodzi codziennie na rehabilitacje i lekarz nakazał mu 6 tygodni bez ruchu. Marcin, wiedział, że nie o jego Achillesy tu chodzi. Nie dał się też na argument, że dzień przed rajdem mam parapetówkę i mogę być nieświeży. No cóż, jak temu człowiekowi coś się w głowie uroi, to prędzej czy później musisz się bratku poddać. Kolejny dowód na tą tezę będzie w oprawie graficznej tej relacji. Marcin uparł się, aby umieścić tu pewne zdjęcie i na nic zdały się argumenty, że nasza strona dostanie kategorie „od lat 18”

No to start
Kładę się spać po północy w stanie  bardzo, bardzo …  imprezowym, ale o 4.30 budzę się świeży jak skowronek, a w głowie „przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda”. O 7.00 jest odprawa w Mrozach, a o 8.00 start.
Na początek pieszo, czyli biegiem. Pogoda jest prześliczna i zadowolony peleton biegnie na pierwszy punkt kontrolny. Powoli formuje się jednak pierwsza ucieczka z grupy zasadniczej. Okazuje się, że to my. Oglądałem się do tyłu i myślę, że dosyć to dziwne – wcale się nie forsujemy – czyżbyśmy byli dzisiaj jacyś tacy silni?. Za dużo jednak myślę o głupotach zamiast o mapie i już na drugim punkcie robimy  kardynalny błąd. Otóż zbiegamy z górki z drugiej strony niż myślimy, wpadamy na ścieżkę, która nie jest tą ścieżką o której myślimy i biegniemy w stronę, który na dobrej ścieżce byłaby odpowiednia, na niedobrej już odpowiednia nie jest. Gdy się orientujemy, że nie biegniemy tam gdzie trzeba, popełniamy błąd jeszcze większy. Bo oto stajemy przed dylematem wrócić na około czy przebić się przez bagno. Nie zrobilibyśmy tej głupoty gdyby nie wielkie zwalone drzewo – które podsunęło nam pomysł „przejdziecie po mnie przez bagno”.  Gdy drzewo się kończy a bagno nie, mamy nowy dylemat.  Możemy wrócić po drzewie (co proste nie było) i na około lub przez bagno. Wybieramy to drugie. No i cóż bagno to bagno. Te 100 metrów w brei do pasa nie było łatwe. Na kolejnym punkcie orientujemy się zamiast na czele jesteśmy na samym końcu, gratisowo cali w błocie. Trudny moment dla morale zespołu.  Ale my twardzi chłopcy jesteśmy, nie podajemy się, zaciskamy zęby i walczymy.
Kolekcjonując punkty kontrolne i przebijając się do przodu w klasyfikacji spotykamy drużynę Speleo Salomon. Widocznie tez zwabiły ich jakieś nadprogramowe atrakcje. Aczkolwiek po czystości kostiumów możemy stwierdzić, że inne niż nasze.
Gdy tak sobie biegamy coraz dalej i dalej (a biegamy całkiem szybko i robimy tylko małe błędy nawigacyjne) kończy nam się zapas płynów. Piłem za łapczywie. Zarówno łiski wczoraj jak i iztonik dzisiaj. Lub na odwrót, teraz to już jednak bez znaczenia, znaczenie ma to, że upał wielki i pić się chce, a nie ma.  Najpierw zaciskam zęby, ale wysycham tak bardzo, że nie jestem w stanie mówić i muszę Marcinowi pokazać na migi, że tu wejdę po wodę . „Tu” to zapadła drewniana chatka w środku lasu. Pewnie jestem tu pierwszej gościem od ostatniej kolędy. Otwiera mi bardzo przerażona i jeszcze bardziej zgarbiona starowinka. „Wody z kranu” mówię charczącym głosem.  Starowinka nie jest w ciemię bita i mówi, że nie ma kranu. Ale po 30 sekundach orientuje się, że gość zachowuje się niebezpiecznie dziwnie i nie odpuści (w rzeczywistości próbowałem mówić) i dodaje „Mam studnie, ło tam”. Studnie trzeba najpierw odgruzować, a raczej odzłomować, potem trzeba zrozumieć jak ten cały system działa (a wszelakich patentów w nim sporo) i napełnić bukłak. Potem na powrót zagruzować, podziękować starowince, zapewnić ją, że woda nie do kontroli, tylko po prostu do picia i potem długi łyk zimnej wody. Ten łyk to czysta poezja, życie jest piękne, rajdy są piękne.
Na koniec 36 kilometrowej przebieżki robimy  jeszcze autorski wariant dzikiego przejścia przez tory, czyli 2-metrowe pokrzywy, maliny, i inne ustrojstwa które wymalowały na nam na nogach i rękach sieć czerwonych zdobień i nieco po 4 godzinach i 15 minutach zabawy  lądujemy na mecie etapu. Na 5 miejscu.

No to rower
Na pierwszym punkcie kontrolnym jest zadanie „mokry most”. Czyli łubudu do wody. Fajnie, bo bardzo upalny i słoneczny ten dzień.  Zaliczamy kilka kolejnych punktów kontrolnych, wszystkie są prawidłowo i ciekawie rozmieszczone. Jedziemy bardzo szybko i nadrabiamy. Na drugim zadaniu specjalnym „łuku sportowym”  jesteśmy na 3 miejscu. Z łuku każą nam strzelić po 4 razy. Za każde nietrafienie dostaniemy 5 minut kary. Marcin jak zwykle woli jakość niż ilość. Trafia raz, ale idealnie w sam środek, Ja trafiam dwa razy. Czyli mamy 5 pudeł, czyli 25 minut kary. Źle? Nie – bo  tyle samo co Team 360 nawigujący przed nami, i o 5 minut mniej niż Speleo Salomon napierający na pierwszym miejscu. No i tak główkujemy że jak będziemy dalej tak szybko jechać to sobie może nawet wygramy. No to jedziemy dalej szybko.
Niestety. Z czasem pomysł szybkiej jazdy jednak upada. Abo to Marcina bardzo rozbolało kolano (a nie Achillesy – co Marcin kwituje, że przerzuca się na golfa) a to mi powolutku ale systematycznie schodzi powietrze z tylnej opony. Odkąd używamy opon bezdętkowych, nigdy nic się z oponami nie dzieje, także niefrasobliwie nie mamy pompki i nie możemy tego powietrza uzupełnić. Pod koniec etapu jadę już prawie obręczą po glebie, a w zakrętach mój rower tańczy cza-czę. Staram się trzymać jako taki tempo ale kosztowało mnie to więcej wysiłku niż walka na maratonie rowerowym.
Skoro  nasze plany szybkiej jazdy nie wyszły, nic nie zmieniło się też w klasyfikacji. Po 62 kilometrach rowerowej nawigacji mamy 3 miejsce.

No to rolki
Z rolkami (poza rajdami) zrobiliśmy dwie rzeczy. Nabyliśmy je i zrobiliśmy jeden trening. Nigdy więcej nie było drugiego treningu. Tylko to co na rajdach. Ma to swoje wady. Główną jest to, że jak je od rajdu do rajdu założymy to czujemy się jakbyśmy założyli je pierwszy raz. Nie jest to w sumie straszne. Gorzej jest gdy założymy je na górce  – bo one zaczynają wtedy same jechać w dół.  Jeszcze gorzej gdy dół to jakaś główna ulica. Nie ma czasu wtedy na myślenie jak hamować, bardzie trzeba myśleć jak upaść. A ponieważ rolki jadą coraz szybciej poprzednie koncepcje upadku szybko stają się nieaktualne. Finalnie Marcin wybiera „na dupę” ja „na kolanko”. Nasze  upadki wyglądały bardzo malowniczo bo zleciało się towarzystwo spod sklepu. Jedna pani chce nas nawet uczyć hamować. Ale my się zrywamy i udając profesjonalistów jedziemy dalej. Ale niedużo dalej. Okazuje się że Marcin podczas upadku uszkodził hamulec (o jest hamulec!) i nie może jechać. Trzeba go jakoś przymocować żeby nie latał i nie hamował nadprogramowo gorliwie. Gdy tak sobie majstrujemy przy hamulcu wyprzedza nas team Batalion. No ładnie, będzie ulubione 4 miejsce.
Potem jak zwykle się rolkowo rozkręcamy, pod koniec nawet zaczynamy to lubić, bardzo lubić, wręcz kochać i jak zwykle obiecujemy sobie  rolki trenować.
Na mecie okazuje się, że batalion to łucznicy i trafili wszystkie 8 strzał w tarcze, czyli kar za łuk nie mają ani trochę, czyli nawet gdyby nie rolki byliby przed nami. Brakiem kar wyprzedzili też Team 360.
Trochę później na mecie okazuje się, że MM (czyli Man i Man lub Mężczyzna i  Mężczyzna) to oddzielna klasyfikacja niż MIX (czyli Mężczyzna i X), a pierwszy Speleo Salomon i trzeci Team 360 to MIX – więc tak trochę tak niechcący mamy drugie miejsce, czyli podium, fanty i pucharek.

Fajnie było!

On-Sight Adventure Race 2009

25 Mar
Rajd był super! Odbył się w Obornikach Wlkp. York System AT reprezentowali: Marcin Mądry, Karolina Kurajk, Arkadiusz Recław i Paweł Szczepanek. Trasa liczyła sobie około 150km i zawierała takie atrakcje.
  • bieg na orientację
  • rower
  • trekking
  • kajak
  • pływanie na basenie
  • zadania linowe
Miejsce 5, mogło być lepiej, przez 75% dystansu byliśmy na pudle i ścigaliśmy się łeb w łeb z tuzami polskich rajdów. Niestety kontuzja Marcina na ostatnim etapie pokrzyżowała nam plany. Tu wielki szacunek dla Marcina, który z zupełnie niesprawnym mechanizmem kolanowym przemęczył kilkanaście kilometrów. A ile go to kosztowało widać tutaj:
No ale dlaczego nie ma prawdziwej relacji? Lenistwo? Oczywiście, że nie 🙂
Wszystko przez Magdę z teamu napieraj.pl niedość, że  napisała bardzo fajną relację to jeszcze zadedykowała nam w niej wiersz Osieckiej – no to my już nie tyle nie musielismy, co nie mogliśmy nic pisać ->jedyne co możemy zrobić to przekierować tutaj.
A na deser fotorepotraż:

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

York System AT na zimowym RAJDZIE 360

9 Lu

Nowy rok zaczął się dla nas bardzo obiecująco. Powodów kilka:  po raz pierwszy start czwórkowy całkowicie pod banderą York System, trzecie miejsce na zajefajnym rajdzie i całkiem przyzwoita moc w nogach.

Start na długiej trasie w Bytowskim rajdzie 360stopni zawdzięczamy Karolinie Kurajk vel Chicken, która to po bardzo długich nagabywaniach i negocjacjach, zgodziła się dołączyć do zespołu. Ekipę uzupełniał znany z wcześniejszych wspólnych startów Maciek Tracz vel Condor lub BigFoot.

Właściwie relację z tego rajdu można zmieścić w dwóch słowach – mgła i lód. Niemal cała trasa, poza nielicznymi odcinkami asfaltowymi, pokryta była szklanką, co dawało efekty iście z programu ‚Gwiazdy tańczą na lodzie’. Szczególnie odcinki rowerowe były wyzwaniem kaskaderskim, które podejmowaliśmy różnymi technikami. Główne strategie można by podzielić na takie typu zamykam oczy i mknę do następnego salta przez kierownicę, technikę ‚better safe than sorry’, czyli asekuracyjne schodzenie z rowera przy większych zjazdach lub szczególnie wyślizganym lodzie, czy wreszcie ‚mój ubezpieczyciel i NFZ się na to nie godzą’, polegającą na biegu z rowerem przez długie leśne odcinki. Jako, że każdy z nas stosował inną strategię, ciężko było dopasować tempo. Nie przeszkodziło nam to jednak, przez większość trasy trzymać się dwóch czołowych zespołów (Entre i Spaleo) i rywalizować z nimi na odległość kontaktu wzrokowego na przepakach, zadaniach specjalnych i niektórych punktach. Dopiero ostatni, wydawałoby się najłatwiejszy odcinek, położył nas nawigacyjnie i strata do pierwszej dwójki powiększyła się znacznie.

114 kilometrowa trasa zleciała szybko, dzięki dobrej atmosferze w zespole i wesołemu nastrojowi. Punkty które wryły się w pamięć i były całkiem nietypowe dla polskich rajdów, to zadanie specjalne łamigłówka (zajęło nam 12 minut, najlepszym 4, a rekordzistom 50) i przejście po zamarzniętym jeziorze (notabene prawie po kostki w wodzie).

Tradycyjnie u Igora, organizacja na 5+. Ustawienie punktów tym razem bezbłędne i absolutnie doczepiać się nie ma czego. Podziękowania i skłony w pas dla niego, Darcza i Bonczka (jemu szczególnie za przyjemne zadanie alpinistyczne na wieży widokowej) – full profeska. Zdecydowanie pojawimy się u nich na kolejnych imprezach.
Podziękowania również dla Karoli i Maćka, za gościny występ, który mam nadzieję w przyszłości zmieni się z gościnnego w rutynowy. Na to liczę, bo czwórki to jest to!

(MARCIN)

Rajd 360 miał fenomenalną obsługą fotograficzną dlatego dorzucimy jeszcze małą galerię. Zdjęcia powyżej i poniżej pochodzę ze strony organiazatora, ewentualnie exmedio.pl. ewentualenie silne-studio.pl Wszystkim pstrykającym foty bardzo dziękujemy!!!
Na końcu galerii znajduje się jeszcze mały dodatek – opis startu zupełnie innej drużyny… zaryzykuję twierdzenie, że w historii polskich rajdów przygodowych nie było drużyny co by pozyskała zawodnika w tak spontaniczny sposób.

(AREK)

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Suplement.

Wyobraźcie sobie, że kulturalnie, jak każdy przyzwoity obywatel wróciliście z piątkowej imprezy o 3.00 w nocy. Jest 7.30 i robicie dokładnie to, co robić powinniście – śpicie.  Dzwoni telefon. Długo dzwoni i natrętnie.  W słuchawce głos kuzyna, z którym widzicie się sie nie częściej niż raz na rok.

– „Jest taka sprawa tu w Bytowie jest takie coś co się nazywa rajd przygodowy, wiesz bieganie, rower, jakieś zadania linowe – i kumplowi z Mławy nie dojechał partner i tak trochę przykro – może byś z nim wystartował?” – „A kiedy?” – „No o 9.00, za półtorej godziny…” – „Hahaha…. Ale ja nawet nie mam roweru!” – „Coś tam macie – widziałem u was w piwnicy – idź sprawdź”.

Znajdujecie w piwnicy stare, zdelowane rowery, myślicie, że nie macie ani kasku, ani ciuchów, ostatni raz na rowerze jeździlście 5 lat temu, co prawda kondycja jest bo gracie w siatkę, ale roweru i tak nie ma szans poskładać.

– „Arek, nie ma szans, kiepsko z tymi rowerami” (Konrad, czyli kolega z Mławy krzyczy z offu: „niech przywozi pod zamek w Bytowie – zrobimy!!!”) – „Jordan, pakuj ten rower, zrobimy przed startem! Wrzucimy Ci też  trochę ciuchów na przepak”

Jordan podjeżdza do Bytowa (ma 20km drogi) o 8.40. Ekipa mechaników rzuca się na rower. Gdzieś tam słyszę – „o już kapcia złapał” 🙂 Jakimś cudem na 9.00 rower jest gotowy. A Team 360 w składzie Konrad Wtulich i Jordan Wiktorowicz zajmuje 11 miejsce na 23 drużyny, które ukończyły traskę krótką. Mogło być znacznie lepiej, pierwsza trójka, a już na pewno piątka – gdyby nie gigantyczny błąd nawigacyjny na etapie pieszym. Konrad chciał się nawet po nim wycofać – ale Jordan nie pozwolił.

Przyznam, że jestem niezwykle dumny z kuzyna, że potrafił tak spontanicznie podjąć się zupełnie nowego wyzwania. A zobaczcie jakie miał wyposażenie (oczywiście to ten bez rękawiczek, bez kasku, bez porządnej kurtki, na dużo za małym rowerze… itd., itd)

 

 

Poradnik okołorajdowy WYZWANIE 2008

22 Paźdź

Poradnik okołorajdowy WYZWANIE 2008

Przyjacielu,właśnie czytasz niezwykle cenny aczkolwiek bardzo osobliwy poradnik. Znajdziesz tu kilka bardzo rzetelnie wyjaśnionych zagadnień. Tematy, które nurtują Cię najbardziej, takie jak sens życia, zostały w nim skrupulatnie pominięte. Ale skupienie się na sprawach (tylko z pozoru) mniej ważnych stanowi o wielkiej sile tego dzieła.

Spis treści:

  • 1. W jakim wieku powinieneś rozpocząć naukę ewolucji na rowerze?
  • 2. Lekarz jakiej specjalności zechce spojrzeć na Twoje żebro?
  • 3. Jakie dwie bezwzględne czynności musisz przedsięwziąć w ramach przygotowań do rajdu przygodowego? 4. Co to znaczy NFD* (*”Naprawdę Fajna Drużyna”)  ?
  • 5. Jaki efekt daje połączenie: wilgotne liście i blokujący się hamulec?
  • 6. Jakiego sportu zdecydowanie nie powinieneś uprawiać jak masz złamane żebro?
  • 7. Co powinieneś zrobić jak chcesz mieć pierwszorzędne zdjęcie z grupką pierwszorzędnych ludzi?
  • 8. Jak bardzo nieprecyzyjny może być opis punktu kontrolnego?
  • 9. Co zrobić gdy chcesz polubić rolki i choć bardzo się starasz to Ci się nie udaje?
  • 10. Kąpiel sobotnia – tradycja czy przykry obowiązek?
  • 11. Jak uzyskać pewność, że kapitan panuje nad sytuacją?
  • 12. Czy na Górnym Śląsku znajdziesz miejsca absolutnie magiczne?
  • 13. Czy kopalnie węgla kamiennego to ciekawe i tajemnicze miejsca?
  • 14. Co poczułbyś na mecie Rajdu Przygodowego Wyzwanie gdybyś startował w drużynie o tak długiej nazwie: York System AT/ BRUBECK RISK TEAM?

1. W jakim wieku powinieneś rozpocząć naukę ewolucji na rowerze?
W młodym. To znaczy zdecydowanie poniżej trzydziestki. Problem polega generalnie na tym, że im później zaczniesz tym bardziej zabawa będzie obarczona konfliktem z twoim kośćcem. Na własnym przykładzie dodam, że konfliktem obarczone zostało żebro. Na moje nieszczęście 4 dni przed rajdem Wyzwanie.
2. Lekarz jakiej specjalności zechce spojrzeć na Twoje żebro?
Tym razem 4 dni po rajdzie, niesiony bólem, który nie pozwalał spać – wybrałem się do lekarza (przed rajdem zrezygnowałem z wizyty, słyszałem, że na złamane żebro jest tylko jeden środek – ‚oszczędzanie się’ – tego akurat nie planowałem).
Udałem się do kliniki bez umówionego terminu, ponieważ w prywatnej, korporacyjnej służbie zdrowia musiałbym czekać na tak ową ponad tydzień. Po serii zabiego-wybiegów udało mi się wkręcić do ortopedy. Dodam tu, że chciałem się umówić do ortopedy, ale zaznaczałem, że z żebrem. Ortopeda nawet na mnie spojrzał – rozłożył ręce jak strach na wróble i pokazał, że ortopeda to nogi, ręce i szyja. Głowa i klatka piersiowa to chirurg ogólny.
Trochę podłamany nie byłem wystarczająco błyskotliwy aby seria zabiego-wybiegów była skuteczna po raz drugi. Także mojego żebra nikt nie obejrzał – nie wiem czy jest złamane – ale boli jeszcze po dwóch tygodniach od upadku – więc chyba tak.
3. Jakie dwie bezwzględne czynności musisz przedsięwziąć w ramach przygotowań do rajdu przygodowego?
Pierwsza: musisz sprawdzić gdzie rajd się odbywa i uwzględnić fakt, że musisz tam się przetransportować.  Ta z pozoru nieistotna czynność, zaniedbana może przekreślić szanse na dobre wynik.
Do mnie taka świadomość dotarła w piątek na niewiele ponad  pół doby przed startem. Koniec, końców o 2 w nocy dotarłem do Chorzowa.
Druga: musisz wziąć jakiś sprzęt – technika, że jakby co to się załatwi na miejscu jest dobra i sprawdzona, ale nie polecałbym jej jako generalnej zasady. Do szybkich przygotowań polecam natomiast technikę „cały ekwipunek” – czyli: nie patrzysz, wrzucasz. Technika ma taką wadę, że na przepaku możesz w swoich ciuchach odnaleźć krawat – ale i tak jest to efektywna metoda.
4. Co to znaczy NFD* (*”Naprawdę Fajna Drużyna”)  ?
NFD to taka drużyna, które Cię wspiera. Dla przykładu zapasami jedzenia i napojów, w przypadku gdy Twój plan przygotowań do startu był minimalny i tego nie uwzględnił.
Poza tym, co szczególnie istotne członkowie NFD robią bardzo dobre kanapki.
Ale najłatwiej NFD rozpoznać po zadziwiająco radosnej atmosferze. Jak podczas rajdu przygodowego poczujesz się jak zakochany 16-latek to znak, że startujesz w NFD.
W mojej NFD miałem szczęście spotkać Karolinę, Jurka i Maćka. Rewelacyjne jednostki.

5. Jaki efekt daje połączenie: wilgotne liście i blokujący się hamulec?
Wychodzi z tego rowerowe „Jezioro łabędzie”. Odtańczyłem balet Czajkowskiego na pierwszym etapie Wyzwania.  Etap był rowerową jazdą na orientację po chorzowskim parku kultury i wypoczynku. Duży ten park i nie taka prosta ta nawigacja, zwłaszcza że dostaliśmy tylko jedną mapę na zespół.
Z nawigacją dzielnie walczy Jurek. Ja walczę chyba z otworzeniem oczu po 3-godzinnym śnie – bo nie potrafię dociec dlaczego co jakiś czas jedzie mi się wyjątkowo ciężko, a przy delikatnym naciśnięciu hamulca – mój rower wykonuje spektakularny balecik. Balecik pomaga zredukować prędkość roweru i ratuje mnie przed porządną glebą. Nie ratuje natomiast przed zwykłą glebą.
W końcu udaje mi się ustalić co się dzieje, kapitan Maciej pomaga mi usunąć klocki blokującego się hamulca tarczowego. Do końca rajdu będę bez tylnego hamulca, dodatkowo muszę pamiętać aby nie tykać się dźwigni hamulca – wtedy cylindry dojdą do tarczy – trzeba będzie się zatrzymać i je odepchnąć. Byłem w tym zadziwiająco pamiętliwy – zapomniałem tylko z 3 razy.
6. Jakiego sportu zdecydowanie nie powinieneś uprawiać jak masz złamane żebro?
Na pewno nie jest to rower. Ja uważam, że rower jest lekarstwem na wszystko. Złamałeś żebro? idź na rower, jesteś przeziębiony? idź na rower, boli Cię ząb? idź na rower, rzuciła Cię żona? idź na rower, itd.
Dwa pierwsze etapy  Wyzwania były rowerowe* i pozwoliły zapomnieć o żeberku (*Po pierwszym etapie rowerowej jazdy na orientację był drugi etap rowerowej jazdy na nawigacje – czyli zwykły rajdowy etap rowerowy – wyjaśniam, jakbyś nie rozumiał)
Takich sportów nie przychylnych uszkodzeniom klatki piersiowej na pewno jest więcej – ale moim nr.1 jest Kanu, czy też Canoe.

Nie wchodząc w fizjologiczne szczegóły ruchu wiosłem wymaganego przy Kanu, ruch ten powoduje, że złamane żebro przeszywająco boli. Płynę z Jurkiem. Jurek bardzo ciężko pracuje ale i tak płyniemy znacznie wolniej od Maćka i Karoliny. Staram się być mężny i coś tam zamachać, ale w sumie to bez sensu i tak  nie wiele pomagam a ładuje się w taki stan, że jestem przekonany, że nie dam rady ukończyć rajdu.
Kanu nie jest długie, po godzinie przychodzi upragniony koniec. Początek kolejnego 4 etapu jest dla mnie bardzo trudny. Biegniemy i każdy oddech jest bardzo bolesny. Staram się uwierzyć, że zaraz zadziała garść środków przeciwbólowych.  I tak się dzieje. Po 30 minutach czuję ból staje się łagodny jak głos wokalisty z discopolowej kapeli. Viva La Medicina!

Mogę na nowo nastroić moje radyjko na fale emitowane przez zespół. A tu jest wesoło. Dorzucam nawet pomysł aby naszą metodą na sukces było całkowite pochwalenie, komplementowanie i  wychwalanie swoich poczynań. Pomysł się podoba. „z jaką gracją podbiłeś ten punkt kontrolny!” „jak pięknie wyglądałeś na rowerze wchodząc w ten zakręt!” – takie teksty idą non stop.

7. Co powinieneś zrobić jak chcesz mieć pierwszorzędne zdjęcie z grupką pierwszorzędnych ludzi?
Najpierw musisz wkręcić się do jakiś drużyny i wystartować w rajdzie przygodowym. A potem to już z górki. Musi być ładna pogoda, szczególnie odpowiednie słońce, musisz na etapie trekkingowym wejść na hałdę Kostuchna w Katowicach, a zdjęcie musi zrobić Filip Springer.

8. Jak bardzo nieprecyzyjny może być opis punktu kontrolnego?
Należy zastosować tu prosty wzór. Nieprecyzyjność opisu = powierzchnia opisanego miejsca. Jeżeli np. opisem będzie „Centrum Warszawy” to nieprecyzyjność = 122 km2. A to z kolei oznacza, że nie będzie łatwo.
Inny przykład to PK 10 z piątego etapu rajdu przygodowego Wyzwanie. Znowu jesteśmy na rowerach i szukamy punktu z opisem „Hałda”. Hałda nie jest tak wielka jak centrum Warszawy. Ale wiele mniejsza też nie jest –  przypomina wielkością centrum Katowic.
Generalnie prosto z tą Hałdą nie było (co nie znaczy, że nie było zabawnie i przyjemnie). Ale mogło być gorzej – przy założeniu że przy żadnym z rajdowych środków lokomocji nie przebijemy się przez atmosferę – max. nieprecyzyjność wynosi 510 000 000 km2.

9. Co zrobić gdy chcesz polubić rolki i choć bardzo się starasz to ci się nie udaje?
Po pierwsze musisz poprosić chłopaków z Nonstop Podgóre aby wyznaczyli Ci trasę. Powiedz, żeby mniej-więcej taką jak na Rajd Wyzwanie. Dodatkowo musi być bardzo pogodny październikowy wieczór. I już ostatni warunek – musi zachodzić akurat słońce (wyborne towarzystwo do „rolkowania” jest warunkiem na tyle oczywistym, że umieszczam tą uwagę w nawiasie).
Po spełnienie tych warunków stanie się cud i powiesz do siebie zdziwiony – jakie to fajne!
10. Kąpiel sobotnia – tradycja czy przykry obowiązek?
W jednej ze swoich książek Zygmunt Kałużyński pisał o ruskim chłopie, który zawijał sobie futro drutem jesienią i odwijał na wiosnę. U nas w Polsce to oczywiście niemożliwe, to jest po zachodniemu. Higiena!
Sobotnią kąpiel mamy w genach. Nawet na rajdzie przygodowym są ku temu sprzyjające okoliczności. Np. na etapie 7 Rajdu Wyzwanie, idąc odcinkiem specjalnym, który polega na odnalezieniu dwóch punktów kontrolnych przy korycie rzeki, można właśnie tą rzekę wykorzystać. W tym celu najlepiej wejść na jakąś wysoką skarpę i dla nie poznaki potykając się –  wskoczyć do rzeki. Nie koniecznie trzeba moczyć głowę – reszta musowo. Oczywiście trochę potem zimno, na dworze tylko 6 stopni, trochę też różnych rzeczy w plecaku się zniszczy. Ale najważniejsze, że zachowana jest tradycja.

11. Jak uzyskać pewność, że kapitan panuje nad sytuacją?
Najłatwiej poczekać aż zespół zaczynie mieć delikatny kryzys. Wszyscy zaczynają myśleć i ruszać się jakby trochę wolniej. Wszyscy ale nie panujący nad sytuacją kapitan. Taki kapitan wyczuwa, że to jest ten moment i zaczyna pracować za czterech. Zanim ty wpadniesz na pierwszy pomysł kapitan już 5 swoich wprowadził w życie.
Takim panującym nad sytuacją kapitanem był Maciej w na zadaniu specjalnym w kamieniołomach.
Zadanie specjalne było kwestią odnalezienia kilku punktów kontrolnych w dosyć trudnym kamieniołomowym terenie. Ja szczególnie byłem tam nie w sosie, czyli za mokry i za wymarznięty. Z tej perspektywy patrzyłem na małpio zręczne i kocio szybkie poczynania el capitano z ogromnym podziwem.

12. Czy na Górnym Śląsku znajdziesz miejsca absolutnie magiczne?
Mój przyjacielu – znajdziesz. Co prawda trochę się naszukasz i to rowerem, a potem kanu, potem biegiem i znowu rowerem i znowu biegiem, wykąpiesz się w rzece, powspinasz w kamieniołomach, aż w końcu znowu wskoczysz na rower i dojedziesz.
A znajdziesz np. jeziorko w środku dzikiego lasu, nad jeziorem zobaczysz delikatną mgiełkę, a nad lasem wielki wschodzący księżyc. Westchniesz przy tym trzy razy i pojedziesz dalej.
13. Czy kopalnie węgla kamiennego to ciekawe i tajemnicze miejsca?
Tak. Bardzo. A pomysł wpuszczenia tam uczestników rajdu GENIALNY. Przyjacielu, jak ktoś kiedyś da Ci górniczą mapę i powie właź tam i poszukaj jakiś punktów zaznaczonych na tej mapie to idź jak w dym.


14. Co poczułbyś na mecie Rajdu Przygodowego Wyzwanie gdybyś startował w drużynie o tak długiej nazwie: York System AT/ BRUBECK RISK TEAM?

Po pierwsze delikatne zmęczenie. Ponieważ kolega Jurek poczuł zapach mety już na dobre 20 kilometrów wcześniej. I dla naszej rowerowej przejażdżki narzucił takie tempo jakby zostawił swojego ukochanego pieska w koreańskiej restauracji.
Po drugie olbrzymią satysfakcje z przeżycia wybornej przygody. 160 kilometrowy Rajd Wyzwanie miał świetnie skomponowaną trasę – po bardzo ciekawym terenie. Jak opowiadałem koledze z pracy, że te lasy zaskoczyły mnie dzikością. To zapytał czy wiem skąd się wzięła nazwa Śląsk – no i podobno od ślęg – oznaczającego wilgoć, mokrość. (Dzięki Karol – chodząca Wikipedio)
Po trzecie olbrzymią satysfakcje z sukcesu, bo Twój zespół to by w tym rajdzie bardzo często zmieniał pozycje. Byłby 9-ty a potem nagle 3-ci i potem znowu 8-my, a w końcówce to bardzo często 4-ty, ale finalnie załapałby się na podium.
Po czwarte olbrzymią satysfakcje ze spędzenia czasu z super ludźmi, którzy radowali w bardzo wesołym nastroju. Co prawda jeden z nich miał trochę śmiesznych problemów i pomysłów – ale trochę też popracował nad zwiększaniem tempa.
Po piąte myślałbyś jak wysuszyć telefon z którego cieknie woda.

Koniec.

Autorzy zdjęć:
Wojtek Urbaś – exmedio.pl
Łukasz Utko – exmedio.pl
Filip Springer
Marek Woźniczka